Mój znajomy Marcin prowadzi jednoosobową firmę, jakieś takie usługi remontowo-budowlane. Od czasu do czasu jak ma wiele na głowie i wie, że nie poradzi sobie sam danego dnia (coś ciężkiego przenieść itd.) prosi mnie o pomoc. Wie, że mam luźny dzień pracy i raczej zawsze mogę być na zawołanie.

Zresztą nawet powiem szczerzę, od czasu do czasu mi nawet przyjemność sprawia się gdzieś ruszyć i popracować coś rękoma nie głową.

Dzień ten, wyglądał tak wyszedłem z domu około 7, wsiadłem z Marcinem do samochodu i jedziemy… coś tam sobie gadamy, żartujemy, słuchamy radia. W pewnym momencie zwróciłem uwagę na autobus jadący tuż obok. W autobusie za szybą, widzę trzy twarze… wszystkie trzy zupełnie bez wyrazu… niczym z piosenki kabaretu Tey:

(…) Zawsze myślałem, że rano w tych tramwajach, jest wesoluśko że radość was upaja… a tu garbary, szare mary (…) dlaczego ludu ty mój. (…) Przez osiem godzin wylegania w pierzynach już dość, więc skąd ta poranna złość? Tymbardziej, że za oknami świta, widać ze rozkwita (…)

Przez chwilę myślałem może coś się stało?… – tymczasem jednak Marcin szybko mnie uświadomił, że to normalne i to ze mną jest coś nie tak, bo to Ja cieszę się, że idę do pracy.

Kurcze.. no rzeczywiście, cieszę się że chodzę do pracy… I to nie tylko wtedy, kiedy pomagam Marcinowi, ale w sumie każdego dnia. Przyznam szczerzę, że odkąd skończyłem studia wybiłem się z rytmu nieprzyjemnych obowiązków – do których byłem niejako zmuszany (obowiązkowe zajęcia). Próbowałem jeszcze później robić jakieś zlecenia, jednak mi nie wychodziło… jakoś nie umiem robić czegoś co ma być dopasowane pod zleceniodawcę – źle się z tym czuje. Zwłaszcza, że nie miałem płacone za efekty, ale za pracę… olałem to. Motywuje mnie tylko zajęcie, w którym płacą mi za efekty. Tak się już nauczyłem!

Od tamtego więc czasu robię to co chcę robić, a wszystko to dzięki programom partnerskim.

Nie mam szefa, nie mam nikogo nad sobą – od czasu do czasu jedynie niewielkie regulaminy, ale to wszystko…

Tak, jestem zadowolony. Lubię swoją pracę!!!

Jak wygląda moje pójście do pracy? Wstaję rano – ubieram się. Wychodzę z psem idąc na zakupy przy okazji… czasem jeszcze usiądę na ławce pooglądam świat. Wracam robię dla siebie i dla żony śniadanie, jemy śniadanie, i pędzę do komputera, bo nie mogę się doczekać momentu kiedy zasiądę do pracy! I robię to z przyjemnością, odkrywam co nowego przede mną w internecie. Nie przypominam sobie,bym kiedyś załączał komputer z niechęcią…

Jedyne czego nie lubię w swojej pracy to kilka spraw do których jestem niejako zmuszany, a jest to wystawianie faktur, chodzenie na pocztę i załatwianie spraw urzędowych – wiele tu pomaga mi księgowy, ale wszystkiego niestety nie zrobi. No ale co robić.. nie ma idealnego zajęcia.