Byłem raz z pewnym towarzystwem przy piwie. I tak od słowa do słowa, najstarszy człowiek jaki tam był zaczął jakąś historię opowiadać, opatrzając mniej więcej takim wstępem:

Jak będziecie w moim wieku, to pewnie zauważycie, że na ludzi nie działają takie hasła jak zróbmy coś, zrób coś. Dlatego więc ten dziadek o którym wspominałem powiedział „Ja idę dziś tam a tam” i wtedy wszyscy z nim poszli. Ale gdyby powiedział „chodźmy tam dziś” pewnie by się nikomu nie chciało…

apteka

Rzecz jasna, wiedzę zdobytą przy piwku od razu zacząłem wykorzystywać. Przykładowo z tych względów nie wspomniałem wiele o czytelniku opisując historyjkę o oporniku w artykule Jak opornik to opornik… – dlaczego czytać książki?, opisałem tam doświadczenia swoje i krowy. Umysłu nie obchodzi czy piszę o sobie, czy pisze o krowie – doświadczenie jest doświadczeniem, a właśnie doświadczenie chciałem przekazać. A artykuł taki zadziała znacznie lepiej niż jakieś hasło promocyjne pt. „czytaj książki”. Gdybym pisał wprost do czytelnika „czytajmy książki” – czytelnik mógłby się poczuć zaatakowany… i uciec ode mnie.

Strzelnica reklamowa…

Powiedz – jak się czujesz, gdy każdy dookoła chce Ci coś sprzedać? – ja się czuję nie najlepiej… a już na pewno w momencie kiedy nie mam zamiaru niczego kupować. Stąd właśnie dlatego, tworzę strony w dwóch różnych kierunkach.

Strony przez siebie tworzone mógłbym podzielić na dwa rodzaje, jedne to takie przykładowo ministrony, które służą szybkiej sprzedaży – klient trafia bo szuka, więc kupuje.

Drugie to takie jak ten serwis o e-biznesie, gdzie człowiek trafia, nie w celu kupienia czegoś… ale w celu dowiedzenia się czegoś. A przy okazji… od czasu do czasu mogę wzbudzić gdzieniegdzie ciekawość czytelnika jakimś nowym produktem, czy też usługą.

Dwie drogi w marketingu

To są właśnie dwie różne drogi jakimi idę w swoich działaniach. Jedna droga szybka i działająca na krótką metę to tzw. performance marketing. Służy praktycznie tylko i wyłącznie sprowokowaniu natychmiastowej akcji (sprzedaż, zapis na newsletter itd.). W tym celu tworzę ministrony, kupuję gdzieś reklamy, wysyłam mailing sprzedażowy itd.

Druga droga to tzw. branding, a więc długotrwałe budowanie świadomości potencjalnego klienta o istnieniu danego serwisu. Tak by w przypadku, gdy się ktoś na coś sam zdecyduje, wiedział gdzie zajrzeć. Przykładowo pomagam w ten sposób Kindze Mądry promować usługę TAO.pl. Wspominam o tym serwisie gdzieniegdzie w artykułach, budując tym samym świadomość istnienia serwisu. A jak komuś się kiedyś zechce umieścić ogłoszenie prasowe w gazecie, będzie wiedział gdzie zajrzeć – w ten oto sposób, nie muszę niczego sprzedawać by sprzedać.

PS: Apropo tej historyjki co przy piwie usłyszałem, czy zauwazyłeś że w tym artykule piszę o sobie? A to tylko dlatego, że dla Twojej pamięci, nie ważne jest o kim piszę, ważne są doświadczenia i logiczny ciąg zdarzeń.